środa, 9 stycznia 2013

A tak se!

Woohoo!
Z bliżej nieznanego powodu ( jakim jest zbliżający się kolos z chemii ) 
zapragnęłam nagle napisać post na blogu!
Czyż to nie nadzwyczajne?
A tak do rzeczy.
Dużo teraz tu pędzie własnego wylewu. Góra tekstu, którą napisałam by czuć się lepiej. Nie ma sensu to czytać, chyba że ktoś kocha dostawać stanów depresyjnych.
Jeśli chodzi o wieści z mikroświata to zaczynam dostrzegać, że studia mnie trochę przytłaczają. Są dla mnie ogromnie ciekawe i w zasadzie prawie cały czas jestem na ' łaaaał! Ale supeeeer! Rozwalamy tajemnice wszechświataaaa!' ale ani trochę nie czuje motywacji by się uczyć czy zgłębiać nabytą (?) wiedzę. Przyjemnie jest dopaść podręczniki i nawet wielce przyjemnie się je czyta... o ile się już zacznie czytać.
Jakoś tak całe to przytłaczające wszystko składa się na to, że ostatnio szukam jakiś sposobów by się wyrwać i ( ku umiarkowanemu memu zadowoleniu ) są to moje marzenia. Czyli tłumacząc to bardziej życiowo - więcej zajmuje się grą, przy której współpracuje jako grafik ( o czym chce za niedługo napisać ), luźnymi prackami, by kiedyś zostać odkryta jako rysowniczka wśród twórców moich ulubionych serii ( choć wiem, że to graniczy z cudem, by tak od tak, jeszcze do tego mieszkając w innym kraju zostać przyjętym do jakiejś popularnej firmy... ale co tam! można pomarzyć!) oraz moim głównym komiksem... I tak nagle zdałam sobie sprawę jak te kilka lat umknęło mi przed nosem. Coś dziwnego się stało. Zawsze pamiętam, że czas wydawał mi się płynąć wolniej niż opisywali to inni i niekoniecznie starsi ludzie. Całkiem niedawno zdałam sobie sprawę, że w sumie odkąd skończyłam 14 lat nie ma już żadnej różnicy - wszystko wygląda i działa tak samo, wszystko się powtarza i do tego jeszcze - szalenie leci na przód mimo iż zdaje mi się, że czas się zatrzymał. Dotarło to do mnie, gdy cieniowałam 100 stronę mojego komiksu.
'100 stron? To przecież wydaje się tak dużo!' Ale wtedy właśnie przypomniałam sobie jak dawno zaczęłam rysować ten komiks. O ile mnie moja pamięć nie myli - wystartowałam pod koniec mojego gimnazjum lub na początku liceum. To daje 3-4 lata temu! Choć pamiętam jak zaczęłam rysować pierwszą stronę. Siadłam bez żadnego przygotowania, pełna wiary w siebie i pozytywnych emocji z jedną myślą w głowie ' ta historia jest tak super, że MUSZE podzielić się nią z innymi!" Teraz widzę w sumie jak bardzo dziecinne uczucie mnie wtedy przepełniały. Byłam pewna sukcesu i ani trochę nie myślałam o tym jak może wypaść wszystko w przyszłości. Ale nie do tego zmierzam. Przyznam się szczerze, że ogarnął mnie ogromny strach jak zdałam sobie z tego wszystkiego sprawę. Tak dużo czasu minęło, a ja tak naprawdę nic nie zrobiłam. Niczego nie osiągnęłam. Niczego się nie nauczyłam. Żadnego sukcesu osobistego. Po prostu tak sobie pluskałam razem z prądem. Nie wiem, nie mam pojęcia co się stało, ale kiedyś kochałam rywalizować, byłam ambitna i zawsze chciałam być najlepsza. Coś się zmieniło, zamieszkała sobie u mnie taka myśl ' ale po co to całe staranie? Co mi to da? Przecież nigdy nic nie dawało!' a przynajmniej tak mi się wydaje. Nawet oceny przestały mieć dla mnie znaczenie i jedynym powodem utrzymywania jakiegokolwiek poziomu było to, by nie zawieść wierzących we mnie nauczycieli i rodziców. To trochę śmieszne, że najbardziej zależało mi właśnie na oczekiwaniach tych nielicznych osób. Prawdę mówiąc nie raz załamywałam się i płakałam bo wiedziałam, że będą rozczarowani czy źli, ale w gruncie rzeczy to dzięki temu starałam się te nieliczne razy. Z perspektywy czasu widzę, że to było w sumie jedyne co dawało mi motywację. Wybaczcie za takie okropnie osobiste przemyślenia ale chyba tego właśnie mi trzeba. Pamiętam, że był moment w którym dostałam tak wielkiego motywacyjnego kopa, że przez długi czas jak tylko wracałam do tego zdarzenia myślami czułam, że zbiera mi się na łzy. Szczęścia. Nigdy nie przepadałam za językiem polskim. I ani trochę nie interesowały mnie żadne dzieła ani twórcy, jedyne co mnie interesowało na lekcjach to to w jaki sposób mówiła moja nauczycielka. Nikt z całej szkoły jej prawie nie lubił bo było bardzo ciężko, ale była ona niesamowitą osobą. Nigdy nie spotkałam kogoś tak inteligentnego, posiadającego tak wielką życiową wiedzę. Jeśli starałam się - to tylko dla z jej powodu. Pod koniec trzeciej klasy poddałam się trochę i notorycznie wszystko zawalałam. I tak z piątek w poprzednich klasach weszłam na trójki i niżej w ostatniej klasie. Nastał czas klasyfikacji, miałam mieć taką sobie zwykłą trójczynę i nagle pani zatrzymała się przy wpisywaniu mojej oceny. Powiedziała wtedy, że widzi, że mi nie idzie ( dokładniej, że raz lepiej a raz gorzej ) i że nie interesuje się tym co na lekcjach, ale docenia to, że umiem patrzeć inaczej i doroślej niż inni i wie, że sobie poradzę na maturze i dalej i w tych szczególnych okolicznościach jest w stanie dać mi 4 i wie. Nie jestem w stanie przytoczyć tego dokładnie. Nigdy w życiu bym się nie spodziewała. Nie chodzi mi nawet o głupią ocenę, ale mimo tego, że poddałam się i pewnie nie raz ją zawiodłam ona wciąż mnie doceniła i wierzyła we mnie. Miałam ochotę na serio powiedzieć jej, że w cale nie zasługuje, ale stchórzyłam. Wiem na pewno, że nigdy tego nie zapomnę i prawdę mówiąc marze by kiedyś, jeśli cokolwiek uda mi się osiągnąć spotkać ją jeszcze i podziękować za wszystko.
Smutno mi bardzo, że teraz widzę, że nic się nie zmieniło. Dalej brak mi motywacji do jakiegokolwiek działania. Lepiej przecież cały dzień siedzieć i słuchać muzyki, niż robić coś kreatywnego, czy się uczy, prawda? Nienawidzę tego! Nienawidzę, że nic nie mogę zrobić. A co najgorsze - ja chce coś zrobić! Zawsze kiedy się zmuszę do czegoś potem czuje spełnienie, ale jednak wciąż...
No nic. Zaczynam strasznie się rozgadywać.
Jedynym pocieszeniem dla mnie jest, że nie całkiem wszystko zostało takie samo.
Spojrzałam niedawno na jedne z wcześniejszych stron mojego komiksu i aż wierzyć mi się nie chciało, że aż takie zmiany zaszły. Zresztą zobaczcie sami
Rok później walczyłam z drugim rozdziałem
I to wszystko porównałam do strony, którą może i narysowałam w czerwcu 2012 ale dopiero co wycieniowałam
Cały czas widzę, że jednak to wciąż nie jest koniec i jest jeszcze tak dużo w czym można się poprawić. Pewnie i do końca życia będe tak twierdzić.
Kontynuując mój wywód zmierzam do jednego. Z jakiegoś powodu czuje się bardzo zagubiona, nie wiem którą drogą powinnam podążać. Wiem, że jak wybiorę którąkolwiek będę żałować, że nie jest to któraś z innych. Cały czas nawiedzają mnie myśli ' czy to jest coś co powinnam robić? Czy to aby na pewno to?' i cały czas nie wiem. Tak bardzo chciałabym spróbować wszystkiego a tak bardzo nie mogę się za nic wziąć. Czym więcej mam na głowie i czym większa presja tym bardziej jestem sparaliżowana i nie mogę zrobić NIC. Jestem już strasznie przez to zmęczona. Nie wiem zupełnie co mam robić. Wiem natomiast, że jak skończę to pisać, to na pewno nie zacznę robić nic pożytecznego. Już czuje, że muszę odreagować poprzez słuchanie muzyki. Nienawidzę tego. Bardzo chce coś zrobic, ale nie umiem. Albo po prostu zbyt mało chce...

To tyle na dziś. Mam wiele tematów o których chce (!) i powinnam napisać, ale tak jak już wiecie - brak jakiejkolwiek motywacji.


1 komentarz:

  1. Dopiero teraz przeczytałam tą notkę, ale wydaje mi się, że to nie ma znaczenia. To o czym piszesz, to wypalenie. Wypalenie, które doskonale znam i na które ja też szukam lekarstwa. Pewnie nie pocieszę Cię, jeśli dodam, że od lat.
    Kiedyś wszystko było proste, sensowniejsze. Człowiek marzył o lepszym życiu. Teraz nie może marzyć już nawet o godnym życiu, o rozwijaniu swoich pasji, bo i tak codzienne problemy i brak siły na zmaganie się z nimi, równają wszystko z gruntem.
    Z jednej strony nie należy się poddawać, bo co nam pozostaje jak nie walka (i to z naszymi własnymi demonami)? Płacz nikomu jeszcze nie pomógł w osiągnięciu celu.
    Z drugiej strony jaka jest perspektywa na lepsze jutro?
    Te wszystkie myśli kołatają się w głowie. Może zatem za duzo myślenia, a za mało robienia? W pewnym momencie trzeba zaryzykować i zrobić krok do przodu, w jakimkolwiek kierunku.

    Wybacz, że to wszystko takie nieskładne. Nie umiem ani poradzić, ani pocieszyć. Wiedz natomiast, że nie tylko Ty masz takie odczucia.

    OdpowiedzUsuń